skromnisia nie śmiała oczu podnieść, nie wyrzekła ani słowa aby pokryć zakłopotanie, udawała, że przebiega oczami list, którego czytać nie była zdolną. Cieszyłem się jej pomięszaniem i, dość zadowolony, iż mogę podrażnić się z nią trochę, dodałem: „Uspokoiła się pani trochę: wolno przypuszczać, iż list ten sprawił jej więcej zdziwienia niż przykrości.“ Wówczas gniew natchnął ją lepiej, niżby to mogła uczynić rozwaga. „List ten rzekła, zawiera rzeczy, które są dla mnie obrazą, i dziwię się, że ktoś ośmielił się go do mnie napisać“. — „I któż taki? przerwała pani de Rosemonde“. — Nie jest podpisany, odparła piękna złośniczka; ale i list i jego autor budzą we mnie jednakową wzgardę i bardzobym pragnęła nie słyszeć o nich więcej“. Mówiąc te słowa, przedarła zuchwałe pismo, schowała kawałki do kieszeni, powstała i wyszła.
Mimo tego gniewu, bądź co bądź odebrała mój list, a polegam już na jej ciekawości, że go sumiennie przeczyta od deski do deski.
Dalsze szczegóły tego dnia zaprowadziłyby mnie zbyt daleko. Łączę do tego opisu brulion moich dwóch listów; w ten sposób będziesz mogła zdać sobie sprawę ze wszystkiego. Jeżeli pragniesz, markizo, śledzić przebieg tej korespondencyi, musisz się przyzwyczaić odcyfrowywać moje gryzmoły: gdyż za żadne skarby świata, nie zdobyłbym się na nudę przepisywania. Do widzenia, moja piękna przyjaciółko.
Wicehrabia de Valmont do Prezydentowej de Tourvel.
Trzeba ci być posłusznym, pani; trzeba ci dowieść, że pośród tylu błędów, których tobie, pani, podoba się we mnie doszukiwać, zostało mi przynajmniej dosyć delikatności, bym