nie będzie pan czynił tego zależnem od rozmowy, której odemnie żądasz, a na którą bezwarunkowo zgodzić się nie mogę; i że, w miejsce rozkazu, którego tak koniecznie się domagasz, zadowolnisz się moją gorącą prośbą. Żegnam pana.
Wicehrabia de Valmont do Markizy de Merteuil.
Ciesz się wraz ze mną moją radością, urocza przyjaciółko; jestem kochany: zwyciężyłem to harde serduszko. Napróżno wzdraga się jeszcze i broni; udało mi się pochwycić jej tajemnicę. Dzięki mym czynnym staraniom, wiem wszystko, co może mnie obchodzić. Od nocy, szczęśliwej wczorajszej nocy, czuję się znowu w swoim żywiole; odzyskałem istnienie. Odsłoniłem podwójną tajemnicę miłości i czarnej intrygi: będę się napawał jedną, pomszczę się za drugą; czeka mnie rozkosz po rozkoszy. Sama myśl o tem rozpala mnie tak, że wprost trudno mi jest się opamiętać; nie wiem, czy zdołam opowiedzieć ci wszystko w niejakim porządku. Spróbujmy jednak.
Jeszcze wczoraj, po wysłaniu listu do ciebie, otrzymałem pismo od mojej anielskiej. Przesyłam ci je; wyczytasz tam, iż udziela mi, najmniej niezręcznie jak tylko potrafi, pozwolenia pisywania do niej: ale nalega na przyśpieszenie wyjazdu; czułem też, iż odkładając dłużej, zaszkodziłbym sprawie.
Nękany jednakże żądzą poznania autora owych zdradzieckich listów wahałem się jeszcze z ostatecznem postanowieniem. Usiłowałem przekupstwem nakłonić pokojówkę, aby mi wydała na łup kieszenie swojej pani. Ofiarowałem dziesięć ludwików za tę drobną usługę: ale trafiłem na ciemięgę, sumienną czy też bojaźliwą, której ani wymowa, ani pieniądze nie mogły prze-