mnie szczęśliwym. Ale, błagam cię, pani, niechaj słodyczy pisania do ciebie nie zamąca nadal obawa twej niełaski. Nie chcę ci być nieposłusznym; ale oto klękam przed tobą, błagam o szczęście, które chcesz mi wydrzeć, jedyne, jakieś mi zostawiła, wołam do ciebie, usłysz moje prośby, spojrz na moje łzy, och, pani, czy mi odmówisz?
Wicehrabia de Valmont do Markizy de Merteuil.
Wytłómacz mi, markizo, jeśli możesz, co znaczy to bajanie Dancenyego. Cóż takiego się stało i co on utracił? Czyżby donna pogniewała się może za jego szacunek wiekuisty? Co prawda, trudnoby się jej było dziwić. Co mam mu powiedzieć dziś wieczór, na schadzce, o którą mnie prosi i którą przyrzekłem od wszelkiego wypadku? To pewna, że nie będę tracił czasu na słuchanie jego lamentów, jeżeli ma nic nie być z tego wszystkiego. Skargi miłosne znośne są jedynie w postaci pięknych recitatiwów albo potoczystych aryi. Poucz mnie więc, co się stało i co mam robić; inaczej zmykam stąd, aby uniknąć całego nudziarstwa. Czy mógłbym z tobą pomówić dzisiaj rano? Jeżeli jesteś zajęta, napisz mi bodaj słówko i daj mi wskazówki do mojej roli.
Gdzie podziewałaś się wczoraj, markizo? Zupełnie już stałaś się niewidzialna. Warto było doprawdy trzymać mnie po to w Paryżu w miesiącu Wrześniu! Namyśl się zatem, bo właśnie otrzymałem zaproszenie bardzo naglące od hrabiny de B***, aby odwiedzić ją na wsi; oznajmia mi z pewnym humorem,że „jej mąż posiada wspaniałe lasy, które pielęgnuje starannie dla rozrywki swoich przyjaciół“. Otóż, jak ci wiadomo, ja posiadam