bardzo łatwo osiągnąć, odnosząc się do niej w sposób łagodny i przyjacielski i przybierając roztropne wskazówki w formę tkliwej pobłażliwości. Na szczęście, wzięła rzecz bardzo surowo i tak źle pokierowała sprawą, że mogłam jej tylko przyklasnąć. Z tem wszystkiem, o włos, że nie zniweczyła wszystkich naszych planów, wpadła bowiem na pomysł oddania małej z powrotem do klasztoru: ale uchyliłam cios i poradziłam jej, aby jedynie zawiesiła nad córką tę groźbę, w razie gdyby Danceny nie zaprzestał swoich zabiegów. Uczyniłam to, aby zmusić tych dwoje do ostrożności, którą uważam za wielce zbawienną dla naszych planów.
Następnie przeszłam do córki. Nie uwierzysz, do jakiego stopnia nieszczęście jest jej do twarzy! Skoro tylko trochę wykształci się w zalotności, ręczę ci, że będzie płakiwała często: tym razem płakała bez żadnego wyrachowania... Uderzona tym nowym wdziękiem, którego nie znałam u niej i który bardzo rada byłam poznać, z początku zaaplikowałam jej z rozmysłu owe niezdarne pocieszenia, co to nietyle koją, ile potęgują zmartwienie. W ten sposób doprowadziłam ją niemal do zupełnej nieprzytomności. Już nie mogła nawet płakać i przez chwilę obawiałam się konwulsyi. Poradziłam jej, aby się położyła, na co zgodziła się bez oporu; ja pełniłam przy niej rolę panny służącej. Włosy rozsypały się jej na ramiona i na piersi, zupełnie odsłonięte; uściskałam ją, pozwoliła się bez oporu utulić w ramionach, a łzy na nowo obficie puściły się jej z oczu. Boże! jakaż ona była ładna! doprawdy, jeżeli Magdalena była do niej podobna, to w roli pokutnicy musiała być strokroć niebezpieczniejsza, niż wprzódy jako grzesznica.
Skoro biedactwo znalazło się już w łóżku, zabrałam się do pocieszania jej, tym razem już naprawdę. Przedewszystkiem uspokoiłam ją co do obawy klasztoru. Obudziłam w niej nadzieję widzenia się z Dancenym potajemnie. Siadając na łóżeczku, małej, rzekłam: „Gdyby on tu był na mojem miejscu...”
Strona:Pierre Choderlos de Laclos-Niebezpieczne związki.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.