zgodzić na wszystko, co pan postanowił; zanadto pana kocham, aby się nie chwycić każdego środka, dzięki któremu mogę wiedzieć coś o panu i dać wiadomość o sobie. Nie lubiłam pana de Valmont i nie sądziłam, aby tak bardzo był panu przyjazny; będę się starała przekonać do niego i polubić go dla twej miłości. Nie wiem dotąd, kto mógł nas zdradzić; jedynie chyba albo moja panna służąca albo spowiednik. Jestem bardzo nieszczęśliwa; jutro wyjeżdżamy na wieś, nie wiem nawet na jak długo. Mój Boże! nie widzieć pana więcej! Nie mam już miejsca do pisania. Do widzenia; niech się pan stara to odczytać. Te słowa, kreślone ołówkiem, zatrą się może, ale nigdy uczucia, wyryte w mojem sercu.
Wicehrabia de Valmont do Markizy de Merteuil.
Muszę ci udzielić ważnej przestrogi, moja droga przyjaciółko. Byłem wczoraj, jak wiesz, na kolacyi u marszałkowej de B***; mówiono tam o tobie; ja również zabierałem głos, aby powiedzieć w tym przedmiocie nie wszystko dobre, jakie o tobie myślę, ale wszystko dobre, którego nie myślę. Całe towarzystwo zdawało się być mego zdania i rozmowa zaczynała słabnąć, jak to zwykle bywa, kiedy się mówi samo najlepsze o bliźnim, gdy wtem wmięszał się ktoś z odmiennym sądem; był to Prévan.
„Niech mnie Bóg broni, rzekł, podnosząc się z krzesła, abym miał wątpić o cnocie pani de Merteuil! ośmieliłbym się jedynie mniemać, iż winna jest ją ona bardziej swej ruchliwości, niż swoim zasadom. Trudniej jest może nadążyć za nią, niż zyskać jej względy; że zaś, upędzając się za jakąś kobietą, ma