Wicehrabia de Valmont do Markizy de Merteuil.
Albo twój list markizo zawiera drwiny, których nie zrozumiałem, albo też, pisząc go do mnie, znajdowałaś się w stanie bardzo groźnego obłędu. Gdybym mniej dobrze cię znał, moja piękna przyjaciółko, byłbym doprawdy w wielkiej obawie o ciebie i możesz mi wierzyć, że obawa ta nie byłaby przesadzona.
Napróżno czytam i odczytuję twoje pismo, nic mnie ono więcej nie objaśnia; bowiem niepodobieństwem jest przecież wziąć twój list w prostem i naturalnem znaczeniu. Cóż zatem chciałaś powiedzieć?
Czy jedynie to, że zbytecznem jest zadawać sobie tyle zachodu wobec tak mało groźnego nieprzyjaciela? Ale w tym wypadku, mogłabyś się mylić. Prévan istotnie ma dużo uroku; ma go więcej niż sama przypuszczasz; ja go znam i z tego co wiem o nim miałbym prawo uważać tego człowieka za niebezpiecznego dla każdej kobiety: dla ciebie zaś, markizo, czyż nie byłoby dosyć, że jest ładny, bardzo ładny, jak sama powiadasz? albo, żeby się dopuścił względem ciebie jednego z tych ataków, które lubisz niekiedy nagradzać jedynie przez uznanie dobrego wykonania? lub też, że wydałoby ci się zabawnem poddać się dla jakichkolwiek, tych czy innych względów? albo... czy ja wiem co, zresztą? czyż mogę odgadnąć te sto tysięcy kaprysów, które rządzą głową kobiety, a przez które jedynie jeszcze, ty należysz do swojej płci markizo?
Teraz, kiedy cię uprzedziłem, nie wątpię, że z łatwością potrafisz się uchronić; ale koniec końców, trzebaż cię było przestrzec. Wracam więc do mego zapytania: co chciałaś powiedzieć twoim listem?
Jeżeli to były tylko drwiny z Prévana, to, pomijając, iż ciągnęły