te minki „nazajutrz“. Nie masz pojęcia, jak ten malec wyglądał! Cóż za zakłopotanie! co za niepewność w chodzie! oczy spuszczone bezustanku, a duże, a podkrążone! Ta buzia tak okrągła jakżeż się wyciągnęła! nie wyobrażasz sobie nic zabawniejszego. Pierwszy raz matka, zaniepokojona tą nadzwyczajną zmianą, zwracała się do niej z troskliwą czułością; toż samo prezydentowa, jakżeż się koło niej krzątała! Och, co do tej, to mam nadzieję, że przyjdzie dzień, w którym i ona z kolei stanie się godną takich samych starań i opieki: i ten dzień już jest niedaleko. Do widzenia, moja piękna przyjaciółko.
Cecylia Volanges do Markizy de Merteuil.
Och, mój Boże, pani złota, jaka ja jestem zmartwiona! jaka ja jestem nieszczęśliwa! Kto mnie pocieszy w mojem strapieniu? Kto mi poradzi w tym strasznym kłopocie? Ten pan de Valmont... i Danceny! nie, myśl o Dancenym doprowadza mnie do rozpaczy... Jak to pani opowiedzieć? jak pani się przyznać?... Nie wiem, jak to zrobić. Ale muszę, muszę powiedzieć to komuś, a pani jest jedyna, której mogę, której ośmielę się zwierzyć. Pani jest zawsze taka dobra dla mnie! Ale w tej chwili niech pani nie będzie dobra, nie jestem warta tego, nie chciałabym nawet tego. Wszyscy dziś byli dla mnie tacy dobrzy, tacy troskliwi... i jeszcze ciężej z tem mi było na sercu. Tak, czułam, że nie zasługuję na to! Owszem, niech mnie pani łaje, niech mnie pani mocno łaje, bo jestem bardzo niegodziwa, ale potem niech mnie pani ratuje; jeżeli pani nie zlituje się nademną i nie poradzi mi co, umrę chyba ze zmartwienia.