ach, ja rumienię się za moje uczucia, a nie za przedmiot, który jest ich powodem. Któż w świecie godniejszy byłby je obudzić! Mimo to, nie wiem dlaczego, to imię nie nasuwa mi się w naturalny sposób pod pióro; i teraz nawet potrzebowałam pewnego wysiłku, aby je wymienić. Wracam do niego.
Donosisz mi Pani, że zdawał się żywo poruszony moim wyjazdem. Jak się zachował? co powiedział? czy mówił co o powrocie do Paryża? Proszę Panią, byś zechciała odwodzić go od tego, o ile tylko to będzie w twojej mocy. Jeżeli mnie dobrze poznał, nie powinien mieć do mnie żalu za ten postępek: ale powinien czuć, że postanowienie moje jest nieodwołalne. Największem udręczeniem dla mnie to jest nie wiedzieć, co on myśli. Mam wprawdzie jeszcze przed sobą jego list... ale ty sama, pani, jesteś z pewnością mego zdania, że nie powinnam go otworzyć.
Przez ciebie jedynie, droga i dobra przyjaciółko, mogę nie być zupełnie odcięta od niego. Nie chcę nadużywać twojej dobroci; czuję to doskonale, że listy twoje nie mogą być długie, ale nie odmówisz wszak dwóch słów swojemu dziecku: jedno, aby podtrzymać jego odwagę, a drugie, żeby je pocieszyć.
Do widzenia, czcigodna przyjaciółko.
Cecylia Volanges do Markizy de Merteuil.
Dzisiaj dopiero oddałam panu de Valmont list, którym mnie pani zaszczyciła. Przetrzymałam go przez cztery dni, mimo całej obawy, aby go u mnie nie odkryto, ale chowałam bardzo troskliwie to pismo, i kiedy strapienie chwytało mnie na nowo, zamykałam się, aby je odczytać.