Gdyby mi ktoś był powiedział niedawno, że wkrótce staniesz się posiadaczem mego wyłącznego zaufania, nie byłabym uwierzyła. Widać, twoja ufność pociągnęła moją. Gotowa jestem przypuszczać, że włożyłeś w to nieco przebiegłości, może nawet kokieteryi. Toby nie było dobrze z twojej strony! Ale dziś to nie jest niebezpieczne: wszakże masz teraz co innego do roboty. Skoro Heroina jest na scenie, komużby przyszło do głowy zajmować się Powiernicą...
Nic dziwnego też, iż nie znalazłeś nawet czasu, aby mnie powiadomić o swoich nowych postępach. Gdy twoja Cesia była nieobecną, dnia nie starczyło, aby wysłuchać twych czułych lamentów. Byłbyś je posyłał echom, gdyby nie było mnie pod ręką. Kiedy potem była cierpiąca, i wówczas jeszcze nawet zaszczyciłeś mnie zdaniem sprawy ze swych niepokojów: potrzebowałeś zwierzyć się komuś; ale teraz, kiedy przedmiot twych uczuć jest w Paryżu, kiedy się ma dobrze, a zwłaszcza kiedy go widujesz od czasu do czasu, starczy ci już za wszystko, a przyjaciele stali się niczem.
Nie potępiam cię za to, to wina twoich dwudziestu lat. Od Alcybiadesa aż do ciebie, wiadomą jest rzeczą, że wszyscy młodzi ludzie znali przyjaźń jedynie w strapieniach! Szczęście rodzi w nich czasem potrzebę niedyskrecyi, ale nigdy zaufania. Powiem tedy razem z Sokratesem: „Lubię, aby moi przyjaciele przychodzili do mnie wówczas gdy są nieszczęśliwi[1]: ale on, w swoim charakterze filozofa, obchodził się wybornie bez nich, gdy nie przychodzili. Pod tym względem nie jestem jeszcze tak roztropna jak on, i odczuwam twoje milczenie całą słabością kobiety.
Do widzenia, kawalerze; serdecznie się cieszę na to, iż cię zobaczę: czy przyjdziesz?
- ↑ Marmontel: Opowiastka moralna o Alcybiadesie.