Strona:Piesni polskie i ruskie ludu galicyjskiego.djvu/050

Ta strona została przepisana.

męża; lecz jakże tu odjechać, ojciec siwy jak sokół, jakże go porzucić?

Jakże ja maju sia wyberaty,
taj z wamy jichaty,
maju bateńka
jak sokołeńka,
żal my ho pokiedaty.—

W pieśni pod liczbą 48 sadownik liczy w sadzie drzewa i wszystkie znajduje, tylko mu jedno najulubieńsze drzewo ścięto, porąbano i trzaski pozbierano; śladu niezostało. Tu znowu dzieje się przechód: chodzi ojciec po świetlicy, liczy czeladź, wszystkich znajduje, ale

... jednoji ne ma,
Kasuneńku wzieły
w czużynu zaweły! —

Kogoż nie rozrzewni pieśń pod liczbą 124, wystawiająca córkę, która przymilaniem, usilném staraniem chce zasmuconą matkę rozweselić, lecz tém samém bardziéj ją jeszcze zasmuca, co jest rzeczą bardzo naturalną. Lecz jakże to w pieśni oddane? — Mały chrząszczyk siedzi na drzewie i sili się, żeby drzewo obłamać, co mu się naturalnie nie udało, rosę tylko z niego obił: dziéwczyna siedzi na posagu, (: ława zaścielona :) chce matkę rozweselić, i tylko ją bardziéj zasmuca. —
Co za porównanie między usiłowaniem mdłego chrząszczyka a usiłowaniem dziéwczyny! o ileż głębszy jeszcze pomysł w okazaniu skutku obudzeniem podobieństwa opadającéj rosy, i łez płynących matki!
W jakiém rozumieniu mamy uważać krakowiaki i kołomyjki, jużeśmy wyżéj powiedzieli. Ostrzedz tu wypada, że nie wszystkie krakowiaki w tym