— 263 —
67.
( z muzyką. )
Dalibóg że powiém mamie;
on coś złego zrobić gotów:
wzdycha, płacze, ręce łamie,
klnie potęgę mych przymiotów.
Nazwał serce moje lodem,
wzrok sztyletem, jeszcze kłamie,
że ja jego łez powodem,
dalibóg że powiém mamie!
W noc pod okném mém narzeka,
dzień przepędza nieprzytomnie,
gdy przy ludziach, to zdaleka,
gdy bez ludzi, to on do mnie.
Chcę nań patrzyć, czuję trwogę,
chcę doń mówić, a nie umię,
chcę uciekać, a nie mogę,
sama siebie nie rozumię.
Płakać muszę gdy się żali,
gdy mu dłoń kładę na ramie,
to mię jakiś ogień pali,
dalibóg że powiém mamie.
Lecz, gdy mama go połaje,
on przypłacić gotów zdrowiem,
albo pójdzie w cudze kraje...
nie, już nic mamie nie powiém.
68.
Dészczyk rosi, dészczyk rosi po białéj brzezinie:
kochajże mię mój Jasieńku szczérze, nie zdradliwie.
Nie zdradzę ja, nie zdradzę ja, nie zdradzę ja ciebie,
bodajże ja głowę złamał jadący od ciebie.
Jeszcze Jasio nie dojechał do krzyżowéj drogi,
a już Jasio głowę złamał a koniczek nogi.
|