nie popuszczał ze śmiechu. Ale i temu pewnego dnia łatkę przypięłam: „Zaiste, wspaniałą i hojną jest Genua, ale wy wszyscy Genueńczycy tak dobrze umiecie handlować, że nie wiele na was zarobić można!
To prawda, potrafią oni wysubtelnić samą subtelność, wyostrzyć samą ostrość, są bardzo gospodarni, ważą ci tak dokładnie, że ani na grosz się nie omylą; chełpliwość ich nie zna miary, lubują się w neapolitańskich przysadach, trącących Hiszpanją, są pełni rewerencji, a tę troszkę, którą ci wydzielą umieją za sam miód przedstawić. Jeśli chodzi o tych ludzi, zbywaj ich byle czem, i oddawaj im miarką za miarkę!
NANNA: A teraz do naszych kochanych Rzymian! Rzym święty, ale lud w nim przeklęty! Dziecko, jeśli masz ochotę chleb i twaróg przy brzęku szpad zajadać, a w sałacie znajdywać końce włóczni, polane sosem walecznych czynów, których dokonali ongiś przeciwko Bergellemu ich przodkowie, to się z nimi zadawaj! Krótko mówiąc, dzień splądrowania Rzymu[1] dotąd im siedzi w głowie, jak
- ↑ „Sacco di Roma“ — Dzień splądrowania Rzymu 6 maja 1527 roku.
Po wyjściu dowódzcy wojsk cesarskich, Alarcona z zamku św. Anioła, opuścił Klemens VII w świeckiem przebraniu trwierdzę i pod opieką Radomonte Gonzagi schronił się do Orvietto. Do opuszczonej stolicy powrócił papież dopiero po osiemnastu miesiącach. Nic dziwnego, że rzymianie nie mogli