jusz ucałował go na powitanie i przyjmował po królewsku. Jednakże kapelusz kardynalski ominął Aretina i tym razem. Zawiedziony w swoich nadziejach Pietro wrócił więc do Wenecji, aby tam w spokoju i dostatku używać ostatnich lat życia.
W pałacu Loredan, naprzeciwko kościoła San Silvestro mieszkała kurtyzana, Angela Zafetta, dawna przyjaciółka Aretina, której do końca wiernym pozostał. Przesiadywał u niej poeta całemi dniami, a niejednokrotnie sprowadzał ze sobą Tycjana, opata Vassalo, lub innych godnych kamratów. Z dawnego rozpustnika i awanturnika pozostał tylko smakosz i niesłychany obżartuch. Angela, znając gust przyjaciela, wydawała doskonałe przyjęcia. Przy suto zastawionym stole dwaj artyści w towarzystwie starej kurtyzany dysputowali gorąco, co prawda, już nie o piękności kobiet i bożku Amorze, ale o ewangeljach Świętego Marka, sprawach kościoła i innych godziwych historjach.
Aretino umarł w roku 1556, tknięty paraliżem, uniknął więc śmierci, jaką mu przepowiadał Borni:
„L’Aretin per Dio grazia è vivo e sano
M‘al mostaccio ha fregiato nobilmente
E più colpi ha, che dita in una mano“.
Wraz z pisarzem zeszła do grobu i jego sława. Umilkło słowo, na dźwięk którego truchlał cały świat, wspaniałe apoteozy okazały się przesadą i kłamstwem, wrogie podania i legendy słusznie