Strona:Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu/72

Ta strona została przepisana.

Był ci taki jeden, który całemi dniami łaził pod moim domem, gwiżdżąc, warcząc i chrapiąc, jak kocur w styczniu! Ze śmiechu teraz jeszcze popuszczam w koszulę, kiedy pomyślę o jednym wspaniałym psikusie!
PIPPA: O proszę, opowiedzcież mi tę historyjkę!
NANNA: Pewien łotr-oszust zawrócił mu w głowie, że ma farbę do włosów, tak czarną, tak smolisto-węglowo-czarną, że djabeł by się biały wydawał w porównaniu z nią! Jednakże cena była strasznie wysoka i minęło parę miesięcy, zanim się dał nabrać! Ostatecznie wykoncypował sobie, że jego łeb cebulowy i kłakowata broda są przeszkodą w miłości i wypłacił tedy łotrzykowi dwadzieścia pięć bitych, wenecjańskich dukatów. Ów, albo go chciał oszukać, albo też zadrwić z niego, dość, że ufarbował mu włosy i brodę najpiękniejszą turkusową farbą, używaną do malowania ogonów koniom tureckim i arabskim.
Stary lubieżnik musiał się ogolić, aż do samej słoniny! Długi czas był pośmiewiskiem całego miasta, a i dzisiaj jeszcze ludzie ryczą z uciechy, słysząc o tej przygodzie!
PIPPA: Ha, ha, ha, a to stary głupek! Jeśliby taki wpadł w moje pazury, już jabym wystrychnęła go na dudka!
NANNA: Ani mi się waż! Nie wykpiwaj się z nich nigdy, zwłaszcza wobec ludzi, albowiem, kto starych nie szanuje, ten biedę poczuje! Mianoby