pełen wspomnień tragicznych, długoletnich bojów, okrążony cieniami zmarłych.
„Pilot św. Teresy” w Lisieux odzyskał równowagę duchową. Krąży koło murów klasztoru karmelitanek, poważny, milczący, zamyślony, lecz już wyzwolony ze smutku, w jakim pogrążył go widok Paryża. Jest raczej rozrzewniony, wzruszony do głębi duszy. Pełna miłości myśl o Świętej zmywa z niego znój i krew licznych walk i kieruje go wyłącznie już tylko ku niebu.
Wróciwszy do swego oddziału, po długim czasie znowu otwiera czarny zeszycik. Przed ostatniemi wojennemi refleksjami umieszcza na wstępie radę, daną przez św. Teresę pewnemu misjonarzowi:
„Teraz, gdy stanąć mam przed Bogiem — lepiej niż kiedykolwiek rozumiem, że jednego tylko potrzeba: pracować jedynie dla Niego, a nic nie czynić dla siebie, ani dla stworzeń.”
A potem notuje swe ostatnie przygody wojenne; pisze mianowicie o śmierci jednego kolegi:
„Nie spostrzegłem nieprzyjaciół i nie było żadnej przyczyny, dla której oni mieliby zaatakować raczej jego a nie mnie. A jednak tak się stało. I jestem pewny, że i tym razem ocaliły
Strona:Pilot św. Teresy.djvu/060
Ta strona została uwierzytelniona.