day-Island, błysnęła ostatnim odblaskiem wojenna sława Bourjade'a.
A mianowicie:
Wprawdzie od chwili zawarcia pokoju minęły już trzy lata, ale ci, którzy w szeregach „Anzacu”, w „khaki” i „cowboyowskich” kapeluszach z czerwonemi wstążkami opuścili swe rozległe terytorja pod „Krzyżem Południowym” dla krwawych walk w Dardanelach, Palestynie i we Francji, nie zapomnieli jeszcze nazwiska słynnego pilota, niszczyciela balonów niemieckich, jednego z „asów” francuskiej floty powietrznej. Jest on teraz wprawdzie, jak mówi, księdzem, misjonarzem, i zamierza głosić słowo Boże wśród dzikich. Ale byli żołnierze „Anzacu” nie biorą tego na serjo. Przyzwyczajeni do ekstrawagancyj, uważają to za chwilową fantazję, natomiast zupełnie poważnie traktują fakt, iż bawi wśród nich słynny pilot, którego z całego serca pragną ugościć i uczcić zarówno jako kolegę i bohatera. Napróżno Bourjade wykręca się jak najlepiej potrafi; natarczywej, lecz szczerej serdeczności tych dzielnych, prostych ludzi oprzeć się nie może.
Wobec tego, że oczekiwany statek zawiódł, trzeba było powrócić na „Arameę”. Ku niewypowiedzianemu zdumieniu dawnych bohaterów
Strona:Pilot św. Teresy.djvu/071
Ta strona została uwierzytelniona.