północno-zachodni muson. Trzeba było co chwila zmniejszać ożaglowanie. Na pokładzie słychać było wciąż rozkazy kapitana, gwizdek bosmana i człapanie bosych stóp biegających majtków. Bourjade przygląda się temu wszystkiemu z ciekawością, ale nie jest bynajmniej zachwycony. Co to wszystko znaczy w porównaniu z aeroplanem!
Żałuje teraz, że nie postarał się o jakiś aparat. Na myśl mu nawet nie przyszło poinformować się przynajmniej, czy to byłoby wogóle możliwe. Prawda, jego biskup Mgr. de Boismenu odbył z nim próbny lot w Issoudun, ale kiedy Bourjade zwierzył mu się ze swego projektu, biskup go nie aprobował. Za dużo było w nim nowatorstwa, zdaniem biskupa, nielicującego z apostolstwem. Mówi się na całym świecie „per pedes Apostolorum”, a tu naraz — aeroplan! Niezgodne z tradycją.
Bourjade zwraca skromnie i nieśmiało uwagę, iż poszukiwacze złota i różni awanturnicy posługują się w tych stronach aeroplanami, jako najłatwiejszym i najszybszym środkiem komunikacji.
— Otóż właśnie! — brzmi odpowiedź[1] — Jeszcze jeden argument przeciw aeroplanom w służbie misyj. Jesteśmy misjonarzami a nie
- ↑ Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie lub następny wyraz (Jeszcze) winien być małą literą.