Ta strona została uwierzytelniona.
- Wszystko to pójdzie raczej gorzej niż dobrze, nie obejdzie się bez potów.
- Idę do kościoła, gdzie będę przez godzinę spowiadał, co mi do pewnego stopnia zastąpi rozmyślanie. W języku Roro idzie mi to już wcale dobrze, ale na nieszczęście dziś rano musiałem wysłuchać czterech czy pięciu spowiedzi w języku angielskim, którego używają dawni uczniowie szkoły w Yule. Rozumie się, oni władają tym językiem zupełnie poprawnie, ale ja nie. Nie jest bynajmniej miłą rzeczą napróżno szukać jakiegoś słowa, które uparcie ucieka, i mówić sobie w duchu: — Co za niezdarna paplanina!
- Potem przychodzi kazanie. Mówię. Z dzieci, zebranych pode mną u kazalnicy, ani jedno mnie nie słucha. Jakieś maleństwo tarza się po podłodze i czołga się na brzuchu, drugie płacze. Dorosłych jest mało, a to, co ja im mogę powiedzieć, musi się im wydawać, podobnie zresztą jak i mnie, objaśnieniem słowa Bożego zbyt ubogiem. Wreszcie odwracam się i w dalszym ciągu odprawiam Mszę św. Ale w duszy walka nie skończona. Wciąż mi coś przeszkadza: to