Strona:Piołuny.pdf/29

Ta strona została przepisana.

Więc idź! twą drogą — ja do lodzi muszę
Już drzy u brzegu wiosło falujące…
I jeźli morskie schłoną mnie straszydła,
Niech taki człowiek jak ty, niewspomina,
Wolę by mewa, mórz biała dziewczyna
Nademną dzikie rozłożyła skrzydła.
Jakkolwiek ciemność zamną i nademną,
Jakkolwiek węże jady dla mnie sieją!...
Czuję tę gwiazdę co niegdyś nademną
Zejdzie — z tych gwiazd — co gasnąć nieumieją!

Münich 1864.[1]





Parafraza.

W świątyni, w czasie zadusznego nabożeństwa
Stało dwóch ludzi, w tłumie skrytych za kolumną,
Różnych zasad — złączonych związkiem koleżeństwa.
Kościół był cały czarny, jarzący — nad trumną
Stojącą w środku, wielki obraz Zbawiciela
Wznosił się jasny — pełen słów pocieszyciela,
Urastając nad światem boskością męczeństwa!
I jeden młodzian szeptał do ucha drugiemu:
Niemogę widzieć z za téj kolumny obrazu
Co wznosi się na środku z nad czerwonéj trumny —
Próżno patrzę — i głowę wytężam ku niemu,
Obaliłbym kolumnę! tę z twardego głazu

  1. Przypis własny Wikiźródeł Münich 1864. — Monachium 1864.