Strona:Piołuny.pdf/93

Ta strona została przepisana.

Nad przeciwnemi dwa dęby brzegami
Rosły — ku sobie nagięte czołami —
Daleko stały — lecz wzniosły ramiona
Jakby się chciały wraz przykuć do łona,
I wzajem sobie łzawe listki słały
Jakie najbujniéj u koron im wiały!
W tém bór nad głową moją zaczął szumieć,
Ku sobie chwiały się dęby olbrzymie,
Jako dwa duchy które się zrozumieć
Nie mogę, choć się kochają, i imię
Jeden drugiego woła z upojeniem —
W próżniach, z tęsknotą drgającém ramieniem!
Więc na dwóch progach otchłani dyszącéj,
Która zapadła czarno między niemi,
Raz jeszcze spójrzą w siebie — w téj milczącéj
Boleści, która niéma słów téj ziemi,
Jeszcze się nagną ku sobie w milczeniu
I hardą boleścią w ostatniém spójrzeniu,
Którą dzikością rozpaczy szaleją
Jak błyskawice co się w łzach zaleją
Nim się w wieczności na zawsze rozwieją!...
Tak stały dęby na przeciwnych brzegach
Jak w pośród boju wodze — a w szeregach
Bór trząsł się — ryczał — i trzeszczał łamaniem
Jękiem walenia — grzmotów urąganiem,
A piorunowym akkordom, co grały,
Walące drzewa głucho wtórowały...