Najzacniejsza, kochana, poczciwa kabało,
Najniewinniejszych zabaw i rozrywek wzorze,
Tyś chwil moich samotnych towarzyszką stałą —
I że cię bardzo kocham, któż się dziwić może! —
Ty mię zawsze ratujesz od nudnej rozmowy,
I towarzystwa bliźnich moich ciężko nudnych,
Od czczych plotek, i brzęku złośliwej obmowy,
Pod postacią facecyj płaskich, często brudnych.
Kładąc cię, własnym myślom swobodnie oddany,
Bujam sobie roskosznie w fantazyi dziedzinie;
I czy żyję z przeszłością, czy przyszłości plany
Rozwijam, teraźniejszość nieznacznie mi płynie
Bez tych nieznośnych targań, kóremi nas budzi
Głustwo, co chwila wyszłe z ust kochanej braci;
A głupstwo tem przykrzejsze, że nietylko nudzi,
Lecz najmniejszą, korzyścią czasu nie opłaci.
Co mi naprzykład z tego, że mi jakaś dama,
Po raz setny opowie czyny wiekopomne
I cnoty nieboszczyka swojego Adama,
O których w dziesięć minut najpewniej zapomnę,
Ile, że o tem nawet nikt z znajomych jego
Nie pamięta, bo raczej powszechne jest zdanie,
Że to był człek rozumu nader powszedniego,
A i cnoty zażywał dość umiarkowanie.