Że wszystkie na świecie grzechy,
Zasadę mają w waryacyi,
Która starym obyczajem
Od wiek wieków wstrząsa światem,
Bo bodaj, czy nawet Kaim,
Nie najpierwszym był waryatem?
Niech więc kto chce ludziom wierzy,
Zasłuży się Bogu pewno,
Lecz wyjdzie, mówię najszczerzej,
Jak Osman basza pod Plewną.
To jest, że każdy kęs chleba,
Każdy ruch w lewo, lub w prawo,
Zdobywać mu będzie trzeba
Walką z głupstwem, pracą krwawą!
Zdaje się, choć wyrachować
Dość to jest trudno, na lata,
Że ludzkość musi zwaryować
I to będzie końcem świata.
A zmilkną przecież kolizye,
Na tej nieszczęsnej planecie,
Jak Thiers ostatni odgryzie
Nos ostatniemu Gambecie.
Ostatni padnie dziennikarz,
Na straży ducha narodu,
A z nim ostatni kronikarz
Z braku materyi i głodu.
Tak wreszcie w uścisku bratnim
Zejdą się spokój i cnota,
Gdy za zdobywcą ostatnim
Zamkną się szpitalu wrota.
1877 r.
Strona:Piosnki i satyry (Bartels).djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.