Strona:Piosnki i satyry (Bartels).djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.
Wspomnienia tkliwéj wdowy o nieboszczyku.




Oj! kochany mój sędziulku. znałeś mego Jana,
Co! to był za człowiek rzadki, i dusza kochana,
Przez dwadzieścia lat pożycia, jednej przykrej chwili,
— Znałem, znałem, i widziałem.. (ns) ciągle się kłócili —

Znałeś go!.. jaki gospodarz, jaki to rozsądek
A w domu i interesach, ach! jakiż porządek
Jak Salomon nieraz sprawy najtrudniejsze sądził...
— Oj wiem pani Dobrodziejko... (ns.) że żyd wszystkiem rządził...

A urzędnik jaki z niego, prawda? wyborowy,
Co to w nim za poświęcenie, uczynność, sąd zdrowy,
To też każden uciśniony rady jego wzywał...
— Święta prawda... (ns.) nie czytając wszystko podpisywał.

A moralność jakaż piękna, i rzetelność jaka!
Ręka zawsze w pogotowiu na pomoc biedaka.
A w pieniężnych interesach jakaż czystość święta...
— Prawda... (ns) wszystkim kredytorom pokręcił procenta...

Nałogu choć na lekarstwo... Nieboszczyk kochanek
Jak ognia tak się wystrzegał zabaw i hulanek,
Czasem w wielkie jakie święto, kieliszek staruszki...
— Tak, tak... (ns.) ale tylko codzień gul, gul, do poduszki...