Strona:Piotr Kropotkin-Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju.pdf/118

Ta strona została przepisana.

wszyscy ludzie żyjący blizko jedni z drugimi i wiedzący, jak rozpoczyna się bieda, uważają ją oni za coś, co każdemu zdarzyć się może. „Nie mów, że nigdy nie weźmiesz sakwy żebraczej i nigdy nie będziesz w więzieniu“ — głosi przysłowie chłopów rosyjskich. Kabyle wyznają to samo i nie można znaleźć u nich różnicy w zachowaniu się względem człowieka ubogiego lub bogatego: — gdy biedny wzywa „pomocy“, bogaty pracuje na jego polu, i to samo czynić potem będzie biedny na polu bogatego. Przytem dżemmy wyznaczają pewne części ogrodów i pól uprawianych spólnie na specjalny użytek ludzi najbiedniejszych. Istnieje tam wciąż jeszcze niemało zwyczai podobnych. Ponieważ rodziny biedniejsze nie mogłyby same kupować mięsa, jest ono nabywane regularnie za pieniądze, pochodzące z grzywien lub z darów wyznaczonych prze dżemmę, albo wreszcie za pieniądze, wpływające z wynajmu spólnych zbiorników na oliwę; tak nabyte mięso dzielone jest równo pomiędzy wszystkich, którzy sami nabyć go nie mogą. Gdy jaka rodzina zabije wołu lub owcę na własny użytek w dzień nietargowy, o fakcie tym oznajmia się całej wsi, a to w celu, aby wszyscy chorzy i kobiety brzemienne mogły wziąć tyle mięsa, ile im potrzeba. Pomoc wzajemna przenika całe życie Kabylów, i jeśli który z nich, podróżując, spotka innego Kabyla, znajdującego się w potrzebie, obowiązkiem jego jest przyjść mu z pomocą, choćby nawet sam przez to narażał się na wielkie niebezpieczeństwo. Gdyby kto zaniedbał tego zwyczaju, dżemma takiego egoisty natychmiast postara się krzywdę naprawić i wynagrodzić tego, który pomocy powinien był doznać. Spotykamy tu ten sam obyczaj, który tak uderza badaczów gildji średniowiecznych. Każdy cudzoziemiec, wchodzący do wsi kabylskiej, ma prawo zamieszkać tam przez zimę, a jego konie mogą w ciągu całej doby paść się na spólnem pastwisku. W razie potrzeby taki cudzoziemiec może liczyć na pomoc niemal nieograniczoną. Tak np. podczas głodu w r. 1867–1868 Kabyle przyjęli i karmili bardzo wielu zgłodniałych, chroniących się do ich wsi — nie robią przytem żadnych rozróżnień w ich pochodzeniu. W okręgu Dellys zgromadziło się w ten sposób niemniej niż 12.000 ludzi, przybyłych z Algerji, a nawet z Marokka i wszyscy byli żywieni. Podczas gdy w Algerji ludzie ginęli z wycieńczenia, na ziemi kabylskiej nie było ani jednego wypadku śmierci głodowej. Dżemmy robiły wszyst-