— Przyzwyczaiłem się już do podobnych komplementów i znajduję je... zachwycająpemi!...
— Czy pan wie, co w nim jest oburzającego?...
— Nad tem nie zastanawiałem się nigdy!
— Jesteś pan fałszywy, jak — kot!...
— O!...
— Jednako nadskakujący wszystkim damom, jednako pochlebny, jednako umizgający się, jednako nieznośny, jednako drwiący, jednako śmiejący się...
— Czy nie wolno mi już śmiać się?...
— Wolno, jeżeli jest z czego.
— A czy teraz wolno mi uśmiechnąć się.
— Proszę być przyzwoitym i... siadać. Tu na ławeczce obok mnie jest jeszcze trochę miejsca wolnego.
— Siadam!... I cóż, zadowolona pani?... Siedzimy tu jak dwie kury zakochane na drążku.
— Panie!...
— Czy wolno prosić o pożyczenie na chwilę wachlarza?...
— Czy wolno prosić, żeby pan był choć chwilę przyzwoitym?...
— Pani tyle trudu sobie zadaje?...
— Idź pan sobie!... nie będę z tobą rozmawiała!
— Kiedy tu tak dobrze siedzieć!...
— Powiedz mi doktorze, ale szczerze, czy bywasz czasem w kościele?...
— Ta-a-k.
— Co tam zazwyczaj słyszysz?
— To zależne jest od tego, komu pogrzeb wyprawiają.
— Jesteś pan wstrętny.
— Dziękuję za komplement.
— Czy pan wiesz, co o tobie mówią?...
— Nie.
Strona:Piotr Nansen - Próba ogniowa.djvu/20
Ta strona została przepisana.