Strona:Piotr Nansen - Próba ogniowa.djvu/31

Ta strona została przepisana.

— Panie naczelniku, to najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widziałem!
— Gdzie ją poznałeś?...
— Tu, w szpitalu, odwiedzając chorego towarzysza.
— A potem?
— Potem... po wspólnej naradzie postanowiliśmy, że najlepiej będzie, jak się zamelduję jako chory.
— Człowieku, areszt cię nie minie!...
— Ja wiem, do tego przyjdzie z pewnością... tylko zachodzi taka rzecz...
— Jaka?
— Ona ma zostać matką. Dziś rano mi o tem doniosła.
— Aż tak?... I cóż dalej?...
— Więc pragnąłbym najszczerzej ją pojąć za żonę... naturalnie po odbyciu służby wojskowej. Panie naczelniku, to najpiękniejsza kobieta jaką w życiu widziałem; a jak ona wybornie gotuje!...
Naczelnik szpitala, rzucił czapkę do kąta, zaczął drapać nerwowo głowę, mruczał coś, machnął rękami, wreszcie odezwał się:
— Pal sześć!... skargi do sądu pisać nie będę, ale... słowo, rzecz święta!... musisz mnie zapewnić, że z tą dziewczyną się ożenisz, a mnie na chrzestnego ojca zaprosisz!... Do licha, to już rzecz bagatelna; takiej drobnostki mam chyba prawo się domagać!... Jeżeli jednak zamiast chłopaka będzie dziewczynka, to jej dasz imię „Elektryna“; imię to nawet możesz skrócić na „Trina”... cóż, zgoda?....
— Według rozkazu, panie naczelniku!...