W pewnem towarzystwie rozmawiano o młodym malarzu i jego niewiernej małżonce.
Oburzenie zwracało się głównie przeciw niej, gdyż oszukiwała zacnego męża w sposób, przechodzący wszelkie granice przyzwoitości. Szczególniej damy powstawały na lekkomyślną połowicę.
Jedna z nich, piękna aktorka B., ciesząca się pewną sławą, iż w czasie trzechletniego pożycia małżeńskiego, obdarzyła społeczeństwo czworgiem tęgich i zdrowych krzykaczy, zwróciła się do mecenasa sztuk pięknych, Franciszka Hema — przyjaciela rogacza — z przekonaniem, że on nawet obowiązany jest otworzyć oczy małżonkowi na postępowanie żony.
Zainterpelowany, z uśmiechem skłonił się i odpowiedział:
— Dzięki serdeczne za to pochlebne o mnie mniemanie, ale przysługi przyjacielskiej, jaką zaleca mi pani, wypełnić nie mogę. Więcej powiem, misji takiej stanowczo nigdy się nie podejmę. Zaraz pani wytłómaczę, dla czego... Mój przyjaciel kocha swoją niewierną małżonkę.
— Właśnie dla tego należy go ostrzedz! — zaakcentowała silnie pani B. — Właśnie dla tego nale-