wiedział, dla czego spędzają lato o kilkanaście mil od stolicy i... małżonka.
Pokój pani Y. był na pierwszem piętrze; przyjaciel mój zajmował zaś pokój w przebudowanej stajni na dom mieszkalny.
Wiedzieli wszyscy, że w pół godziny po oddaleniu się pani Y. do swego mieszkania, skrzypiały zwykłe schody, wiodące na pierwsze piętro i cieszył się cały pensjonat, że mężateczka nie czuje się osamotnioną i nie potrzebuje lękać się wizyty opryszków.
Była to rozkoszna idylla, przerywana jedynie w niedziele, w czasie kilkugodzinnej wizyty pana Y.
Przyjaciel mój był rzeczywiście bardzo zakochany w tej bladej, szczupłej, lecz wulkanicznego temperamentu osóbce. Należała ona do tych niewiast, które nie stawiają zbyt wielkich przeszkód. Cicha, łagodna, odznaczała się w postępowaniu dobrze wystudjowaną galanterją.
Gdy przyjaciela przypadkiem nie było pod ręką, natychmiast umizgi swe zwracała w inną stronę.
To było jej naturalną potrzebą, koniecznością, podtrzymującą jej zdrowie; nieustannie musiała być pod wpływem męskiego uwielbienia.
Ja, nawiasem mówiąc, doświadczony w obcowaniu z niewiastami, poznałem najdokładniej wszystkie jej erotyczne wady, które — wybaczcie mi, nadobne słuchaczki — nie tylko jej były właściwe.
Wiedziony pewną sportową ciekawością, że ona nawet mnie, gdyśmy się przypadkiem spotkali na schodach lub w sieni, w pokoju albo ogrodzie — obdarzała specjalnem, dużo obiecującem spojrzeniem. Aby się nie okazać źle wychowanym, z odpowiednią wprawą odpowiadałem jej rzutem oka, również bardzo dużo mówiącym.
Strona:Piotr Nansen - Próba ogniowa.djvu/52
Ta strona została przepisana.