Strona:Piotr Nansen - Próba ogniowa.djvu/59

Ta strona została przepisana.

głowy, przyjmując przytem postawę zimną i niedostępną.
Zasyłając „dzień dobry” skłoniłem się nizko. Odkłoniła się z miną obrażonej księżny... miną imponującą powagą i... wzgardą — na jaką tylko wytrawni aktorzy zdobyć się potrafią. Wierna kopia pani B. w słynnej roli z „Fałszywych brylantów”.
W chwilę po niej, zjawił się mój przyjaciel. Traktował mnie wyniośle i drwiąco. Z nią, przeciwnie, zachowywał się z wyszukaną galanterją; okazywał jej niezwykłą troskliwość.
Ponieważ śniadanie już spożyłem, a sytuacja dramatyczna — silnie naprężona — zbyt widocznie do mnie stosowaną była, więc, jak gentleman, skłoniłem się grzecznie i opuściłem jadalnię.
Nie upłynęło kwadransa, gdy do mego pokoju wszedł przyjaciel.
Zastał mnie palącego cygaro i bawiącego się pielęgnowaniem paznogci.
— Siadaj — odezwałem się — i zapal cygaro.
— Czegoś podobnego nie spodziewałem się — brzmiała odpowiedź.
Stał przedemną, przybierając ton uroczysty.
— A może wolisz fajeczkę?...
— Zachowałeś się marnie!...
Twarz jego była czerwona. Głos mu drżał.
— No, no... widzę, żeś podrażniony?... Nie galopuj się tylko zbytnio. Zdaje się, że to ty właśnie niezbyt lojalnie się zachowałeś!...
— Sądzisz, że jej cośkolwiek powtórzyłem?
— Tak, niestety, cała sprawa wygląda!
— Mylisz się. Gdybym ją pociągał do tłómaczenia a ona prawdziwość twoich zeznań zaprzeczyła, nie uwierzyłbym jej. Rzecz ta zupełnie inny obrót przybrała. Gdy ją dziś rano spotkałem, była silnie podrażniona; płakała i narzekała na pensjonat. Gdy zapytałem co jej dokucza, nie chciała mówić. Po długich naleganiach dopiero, wyznała,