Ta strona została przepisana.
ści — przyznała się, że traktowała go zawsze jak błazna!
Przy rozstaniu przyznała się nawet do tego, że moja wizyta nocna była dla niej prawdziwą przyjemnością.
Wywdzięczając się za tę przykrość i żeby jej postępowanie należycie napiętnować, przyjaciel mój z naciskiem zaznaczył, że jemu tę przyjemną wizytę ma do zawdzięczenia.
Jak powiedziałem, to już do historji mej nie należy, w której zarówno lekkomyśność i morał, są chyba dostatecznie zrozumiałe.
Teraz też zapewne łaskawa pani pojmuje, dla czego uważam odsłanianie przyjacielowi niewierności ukochanej za nonsens...
Czy mam rację?...