i tak było przez cały karnawał. To podobno często się przytrafia. Bywa to zazwyczaj mężczyzna, któremu się pierwszy taniec ofiaruje, kuzyn lub przyjaciel brata — jeden z tych, co to wybornie tańczy kotyljona, o którym się wie z góry, że swój bukiecik innej damie ofiaruje, z którym się zawsze idzie w parze do stołu, wreszcie jeden z tych, do którego ma się serdeczne zaufanie.
Ostatni to był bal w sezonie, wobec czego nawet przy szampanie panował jakiś sentymentalizm, pary szeptały do siebie, że nie tak prędko się zobaczą i żałowano szczerze karnawału.
Kiedy wstała od stołu, czuła, że trochę więcej wypiła szampana niż należało. On, zawsze grzeczny i uśmiechnięty, przeprowadził ją do jednego z dalszych, pustych pokojów. Naraz, z przerażeniem spostrzegła, że trochę zanadto nad nią się pochylił i patrząc zbyt śmiało w jej oczy zapytał bezczelnie:
„Panno Mimi, czy na pożegnanie nie otrzymam od pani całusa”?
Zerwała się, oprzytomniała... i drżąc cała powiedziała stanowczo:
„O, napewno nie otrzymasz go pan!” poczem okropnie wystraszona wybiegła do drugiego pokoju!..
Co to za maniera, tak bez żadnej ceremonii coś podobnego proponować. Nie wolno przecież wymagać, od młodej osoby, żeby ni stąd ni zowąd mężczyznę całowała...
To też potem powiedziałam mu zupełnie serjo: „Gniewam się bardzo na pana”. On, bezczelny, przymróżył na to oczy i bez zarumienienia się odparł: „ Ja w to nie wierzę”! Impertynent!... powiedział to nawet tonem, dowodzącym pewności siebie!...
Zadowolona wówczas była z tego, że się nieprędko zobaczą.
Strona:Piotr Nansen - Próba ogniowa.djvu/7
Ta strona została przepisana.