podano kawę, a Axel... wymknął się z nią do ogrodu. Widocznie znowu wypiła trochę za wiele szampana. Zdala od willi, w głębi alei orzechowej, zaczął znowu ją prosić o całusa.
Tym razem już się tak nie przestraszyła... miała już pewną rutynę; ale mu znowu stanowczo powiedziała: „Na nic się nie zdało prosić mnie o całusa, gdyż go panu nie dam”!
A on, impertynent, na to: „Panno Mimi, pani jest nieostrożną, niech się pani liczy ze słowami!”
Czy rzeczywiście była nieostrożną?... Co on przez to rozumiał?... Co znaczyły te słowa zagadkowe?...
Ach, jakżeby chętnie sprawdziła tę tajemnicę!...
I panna Mimi siedziała teraz w ustroniu i marzyła o tem i owem z jej młodocianego życia, które nic o miłości jeszcze nie wiedziało.
Nagle uczuła gorący oddech na swej szyi; zanim zdążyła się odwrócić ujrzała uśmiechniętą twarz Axela, tuż obok swojej twarzyczki i w chwili gdy chciała krzyknąć, zamknięto jej usta..... całusem!
Zanadto była zmieszana, aby łajać; trzęsła się cała, śmiała, płakała i trzepotała jak zmokły wróbelek.
A on... siedział zupełnie spokojnie na ławeczce obok niej, jak gdyby nic niezaszło i odezwał się wesoło:
„Panno Mimi, pani rzeczywiście byłaś wczoraj bardzo nieostrożna... Powiedziałaś wyraźnie, że na nic się niezda prosid panią o całusa...
Więc?...
Postanowiłem prośby sobie zaoszczędzić!...