z Bogiem i ze światem. Posiadała przytem dar obdarzania i drugich tym Spokojem. Nie znam najbliższych, dla których śmierć jej ciężkim stała się ciosem. Nie wiem, czy ich ból szukał i znalazł jedynej a prawdziwej pociechy. Całem sercem współczuję ich cierpieniom. Proszę Boga o spokój dla niej i dla nich. Amen“.
Idę z proboszczem za trumną Małgosi na cmentarz. Widzę jak nad zniszczeniem rozpostarła wiosna swe ozdoby, widzę kwiaty wiosny a słyszę słowa księdza o wiecznym mówiące spokoju. Dusza moja krzyczy z bólu:
„Kłamiesz, proboszczu, jak wiosna nad grobami kłamie. Wszystkie kwiaty świata nie są w stanie przykryć grozy, której doznaję na myśl, że ona, ukochana moja, zostanie oddaną na pastwę robactwu. Wszyscy kapłani nie mogą wskrzesić spokoju, który z nią dla mnie na wieki zeszedł do grobu“.
Trumnę wpuszczono do ziemi, proboszcz odmówił modlitwę, uścisnął mi rękę — jestem sam.
Prawdziwie samotnym uczułem się dopiero opuszczając groby po długiem cichem siedzeniu. Zziębnięty, drżący, upojony ostrem wiosennem powietrzem, udałem się na Górę, na której już niema Małgosi ziemskiej powłoki.
Jestem sam, zupełnie sam.