Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

stępstwo zakazu przeciwko niezamaskowanym czarnym dominom, doprowadzi do tego, że autorzy mniej lub więcej w dobrym stylu, mniej lub więcej wyraźnie kostyumować się będą. Weźcie zebrane utwory jednego z waszych autorów a ujrzycie go w niezliczonej liczbie nagle zmieniających się kostyumów: duchownego, lekarza, inżyniera, budowniczego, doświadczonego, rozumnego człowieka, analityka, dziecinnego oryginała, lub zrozpaczonego anarchisty, czynnika anti­‑państwowego. Naiwny literat, wyobraża sobie, że w przebraniu rozmaitych szat, jest dobrze ukryty. Ale nietylko koledzy zawodowi odkrywają ze śmiechem jego karty. Znają się na tem i czytelnicy wytresowani na modnej, krytycznej metodzie; uważają sobie za punkt honoru odnalezienie „kota w worku“. Wskazują nań palcem i w zachwycie wołają:
„Widzieliście pana A. o krzywych nogach? niepokonany inżynier, co myślicie o zawsze wesołym panu B., czyż to nie śmieszne, że widzimy go w roli pogardzającego światem badacza przyrody?“ Przebranie ogłupia samego tylko autora. Myśli: gdym już nareszcie przebrany, postaram się wystąpić w całej swojej okazałości. Jak śmiesznie wesołą galeryę portretów przedstawia nam nasza literatura. Młodzieńcy o pięknych twarzach, o wysokiej eleganckiej postaci, o niebieskich, czarnych, ognistych oczach, lub mieniących się pod wpływem wrażenia! Widzą się sami w dojrzałej męzkości, z powagą i pewnością siebie, wolą silną w spojrze-