Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

i udać się tam, gdzie mię czeka praca. Zmęczony porzuciłem ją, bo mi się zdawało, że do niczego nie prowadzi. Rozpoczynam ją znowu, bez zbyt wielkich złudzeń, z przekonaniem jednak, że wielką posiada wartość. Cisza obdarza tylko szczęśliwych Spokojem. Nam praca uśmierca cierpienie.
Przyznaję się, że gdym w ostatnich czasach zachodził do kawiarni, by się rozerwać i gazetę przeczytać, budziła się we mnie chęć bronienia lub oskarżania piórem tego, co czytałem. Czułem, że mój młyn chwilowo tylko stanął a że słaby wiaterek mógłby nim poruszyć, począłem pojmować młynarza. Nie młyn, lecz on pragnął widoku poruszających się skrzydeł i warczenia kół. W jego wnętrzu budziła się skarga i bunt przeciwko Spokojowi. Zdawało mi się, że jeszcze więcej pojmuję. Słyszałem ostrzegające wołanie: Biada temu, kto ślepo młyn w ruch puszcza!
Dzisiaj żegnałem miasto, Wiatrakową Górę i wszystko co me najjaśniejsze i najsmutniejsze budziło wspomnienie.
Przyjaciółkę moją z przytułku serdecznie pożegnałem. Jej wierności, pamięci, staraniu poleciłem grób Małgosi. Stary młynarz nie skieruje swych kroków na cmentarz, zaniosą go tam dopiero na wieczny odpoczynek. Polecałem dalej: „Nie ozdabiaj grobu przemijającemi kwiatami, których pociecha małodusznem, chełpiącem jest kłamstwem; okryj go skromnemi roślinami wiecznie żyjącego wspomnienia — bluszczem i nieśmiertelnikami“. Pła-