Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

rozkoszą, u twego spocząć boku, jako narzeczony. Ale ty, dziewico moja, nauczyłaś mnie dotychczas nieznanego szczęścia, płynącego z niezaspokojonych pragnień. Tyś mnie nauczyła dążenia do szczęścia, wtedy nawet, gdy go się nigdy nie dosięgnie.
I znów młyn poruszam. Tak być musi. Wymaga swoich praw od moich zdolności i od mej młodości. Myślę: skrzydło wiatraka, które ciebie zabiło, nie zasługuje na przekleństwo. Może i tak dobrze się stało; może i lepiej, że ślepy traf pozbawił cię życia; aniżeliby miała nadejść godzina, kiedy ja, nie zważając na ciebie, puściłbym w ruch młyn, u którego skrzydeł tyś szukała spokoju. „Pamięć Małgosi“ nauczyła mnie ostrożności.
Sen się skończył. W cichą noc wiosenną unosi mnie okręt ze starego grodu ku rzeczywistości i pracy. Sen skończony. Znikł „Boży spokój“, Małgosia umarła.
A może to nie było snem? A może śnię jeszcze? Pisząc te słowa, czuję Małgosi dłoń na mem ramieniu i słyszę, jak szepcze do mego ucha:
„Boży Spokój, nie opuszcza nigdy tego, kto kocha.“

KONIEC.