Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

Zdaje mi się, że naprzeciw mnie moją widzę matkę o szlachetnych, łagodnych oczach i siwych włosach. Wyrwało mię z marzeń kręgu siedmiorazowe uderzenie kościelnego dzwonu, który szerokiem echem odbija w cmentarnej ciszy. Wieńce ciągle jeszcze trzymałem na ręku, położyłem, klęcząc na matczynym grobie. „Dzięki Ci, Matko, za całą przeszłość i teraźniejszość“. Serce me jeszcze jedną odczuwa wdzięczność, dziękczynienie staremu miastu za pamięć o Matce. Opuszczam cichy, słodko woniejący ogród umarłych z świergotem ptasząt i szumiącym wśród konarów drzew wiatrem. Dzięki ci, wierne, stare miasto, żeś nie opuściło mogiły mej Matki, ale pielęgnowało ją i utrzymywało. Czyż tak długo pamiętać i tak długo wiernymi być umieją w wielkich miastach, gdzie nowość spycha przeszłość w zapomnienie? Tam śmierć w pamięci żyjących odbija się tylko w pustych słowach, nekrologach; tam cmentarze zbyt wielkie, zbyt dalekie. Umarli sami o siebie dbać muszą. Stare miasto umarłych w sercu swem chowa, otacza pełną miłością. Dziękuję Wam, przyjaciele mej matki, i w Waszą stronę kieruję serca ciche dziękczynienie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Osiedlę się na wiatrakowej górze — a tem samem zakończę wędrówkę. Góra leży tuż pod miastem, jest jego dumą, publicznym ogrodem, uroczem miejscem wycieczek. Przed stu laty wspaniałomyślny obywatel zamienił nieurodzajną wiatrakową górę na ogrody, zasadził tam rośliny, przepro-