ni pączkami, które specyalnie na ten cel przeznaczone, stały w dużym targowym koszu, pod łóżkiem. O dobra, stara niewiasto! W wielkiem twem sercu odbijała się cała dziecięca niewinność starego grodu. Wystawiam ci pomnik czci, który dawno wznieść byli winni twoi chłopcy.
Naturalnie, młoda dziewczyna z pod młyna była córką młynarza a ja, głupiec skończony, zaraz tego nie pojąłem. Wszak już dawno jest dorosłą panną.
Ciągle o niej myślę. Dumna, rozmarzona, patrząca w dal ponad miasto i las, ponad wiatrakową górę nawet. Jakież pragnienia poruszały jej piersią, jakaż tęsknota ręce skrzyżować kazała. Patrzałaż z pogardą na przykute do ziemi działanie, lub też dążeniem jej było może zstąpić z wyżyn i czynny wziąć udział w życiu pracy.
Najchętniej przedstawiałem ją sobie, jako boginię wielkiego Spokoju — boginię, której hołduję. Góra wiatrakowa jest jej świątynią a ja z wiatraka stawiam jej ołtarz. Niech zwołuje do szczęśliwego Spokoju, w niesplamionem państwie natury, wszystkich zmęczonych, szukających wytchnienia, przybitych codziennym trudem. Łono jej ofiaruje zmęczonemu wędrowcowi woniejący trójlistek łąki, w jej oku przegląda się błękit nieba a głos jej śpie-