Ma to być książka dla pragnących cichego, oddalonego od świata kącika, w którym dusza żyćby mogła życiem kwiatów klasztornego ogrodu. Przez tę książkę przewinie się nić opowiadania, pozbawionego sztucznych wzruszeń, olśniewających barw, denerwującego naprężenia. Zadowolonym będę, jeśli czytelnicy doznają wrażenia, jakgdybym wniósł im w darze wiązankę pachnących, skromnych polnych kwiatów.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Trzy razy tygodniowo otwierają klasztorną bibliotekę. Siadam wtedy w czytelni i wyczytuję z pożółkłych foliałów, zapisanych drobnem, wężykowem pismem, życie i zdarzenia starego miasta. Nie będę miał żadnego pożytku z tych studyów, ale przez zatapianie się w ubiegłych czasów historyę, wchłonę w siebie łagodny nastrój przeszłości, którym pragnąłbym napełnić swą książkę. Nietylko stare foliały mnie nęcą — samo miejsce przyciąga. Wygodnie rozparty w starym safianowym fotelu, zapominam o książkach przedemną leżących i w senne zatapiam się marzenia. Za czasów katolickich zajmowali ten klasztor braciszkowie a w pierwszem po‑reformacyjnem stuleciu urządzono tu łacińską szkołę. Teraźniejsza biblioteka była niegdyś refektarzem. Jest to średnio długi pokój, o grubych pobielanych ścianach i trzech nizkich śpiczastych łukach. Sklepienie drzwi jednej ze ścian jest tak nizkie, że trudno przejść dorosłemu człowiekowi bez nachylenia. Ztąd roztacza się widok na pokoje