Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

nym krokiem do schodów doszła, potem zniknęła, jak białe zjawisko w zieleni sosen. Chciałem, by wróciła — skoczyłem, by za nią pogonić. Miałem jej tyle do powiedzenia, tyle do zapytania. W tej samej jednak chwili pomyślałem: Nie — jak jest — jest pięknie. Wyrazy między nami wyrzeczone nie zepsuły nastroju. Bogini zeszła z góry, ukazała się na chwilę i odeszła.
Długo, długo jeszcze wpatruję się w miejsce, z którego zniknęła.




X.
2 lipca.

Czy jest ładną? Jak właściwie wygląda? Chciałbym określić wrażenie przez nią na mnie wywarte. Wnosi ze sobą atmosferę czystą i wzniosłą. Jest świeżą — w dojrzałości. Jaśnieje pięknością i nieuświadomioną dobrocią. Oczy jej mają głębię i słodycz a zarazem jasność i otwartość dziecka, nic nie ukrywają, wypowiadają szczerze swe przekonania. Piersi krągłe, kibić giętka a biodra toczone. Wszystko w niej jest tak naturalne i proste, że porównać ją można do piękności drzewa w bogactwie ozdób letnich. Gdyby przeszła przez obóz pijanych żołnierzy — sami utorowaliby nieświadomie drogę. Wydaje się niedostępną a jednak pociąga Począwszy od ciemnobronzowych jej włosów zczesanych na czoło, aż do stóp, unoszących ją lekko