Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

i miarowo po ziemi — tworzy wrażenie człowieka, pewnego swych dróg i celów. U jej boku czułbym się spokojnym. Jest bez fałszu, obłudy, przynosi tchnienie lasów i gór. Pociąga, jak ołtarz. Na klęczkach ku niej zbliżać się trzeba. Jest kobietą świeżo stworzoną przez Boga — dziewicą a zarazem matką.
Gdym ją na okręcie ujrzał, takiego doznałem wrażenia; takiego — gdy na wzniesieniu ołtarzowem stała i taką mi się wczoraj objawiła. Na papierze, który mi oddała, napisałem: „dusza ma tęskni całą swą głębią za kobietą — matką“. Zapewne przeczytała. Nie wstydzę się tego. Niech zna tajemnice mego serca. Ani mię wyśmieje, ani zdradzi. Może zresztą wcale już się nie ukaże. W każdym razie, mówić już z nią nie będę. A jednak doznaję wrażenia, jakbym posiadał przyjaciela, powiernika, którego sympatya mię otacza, któregobym w potrzebie o pomoc prosił. W samotnych wędrówkach po lesie widzę uśmiechnięte jej oblicze, idę pewnym szybkim krokiem, zdaje mi się, że jej ciepłą dłoń w swej trzymam dłoni. Zajmują mię czasem mącące spokój myśli, gorące pragnienie cofnięcia się. — Wtedy przywołuję jej obraz — staje się on amuletem. I orzeźwiające tchnienie jej ducha rozjaśnia mój umysł.
Tak zawsze otacza mię i unosi się nademną jej duch — obrońca.