Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
XI.
4 lipca.

Mam przyjaciółkę w zakładzie. Zakład ten jest schroniskiem starych panien i wdów. Przyjaciółka moja liczy około siedemdziesięciu lat a należy do najmłodszych jego mieszkanek. Inne traktują ją, jak dzieciaka a jednak jest weteranką zakładu. Nie zważając na przepisy, pozwolono matce zabrać dziecko z sobą, ponieważ nikogo nie miała na świecie a lekarze przepowiadali jej, z powodu wątłych sił, niedługie życie. Później lat wiele leżała w łóżku a kiedy siły wróciły, matka umarła. Zatrzymano w zakładzie trzydziestoletnią sierotę, nie mającą nikogo na świecie. W celi, którą zamieszkiwała wraz z trzema innemi paniami, spędziłem wiele szczęśliwych dni dzieciństwa. Był to umysł niezwykle utalentowany. Nikt piękniejszych nie umiał opowiadać bajek, zapas których był niewyczerpany, ponieważ je sama tworzyła. Nikt nie umiał pokazywać tylu zabawnych i ciekawych sztuk kartami. Prócz tego, wycinała artystycznie laleczki z papieru, prześlicznie przystrajała choinki, wyplatała ze słomy zgrabniutkie koszyczki i pudełeczka. Przez długi szereg lat przymusowego leżenia w łóżku, doprowadziła ostatnią tę sztukę do artyzmu. Siennik — dostarczał słomy, reszty dopełniała fantazya i zręczność. Każda wizyta w jej celi była dla nas, dzieci, wycieczką w zaczarowaną krainę baśni.