Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

nigdy, że komuś tyle szczęścia sprawić mogę. Honorowano mnie, jak księcia. Posprowadzała wszystkie towarzyszki; z wszystkich pokojów i korytarzy poschodziły się sędziwe kobiecinki, które znały jeszcze mych rodziców i pamiętały moje dzieciństwo. Napływały drżące babcie, sztywne stare panny — ściskały mi ręce, zbliżały się ku mnie — i wszystkie naraz pytały o rodziców i całą rodzinę, którą dobrze znały. Napoiły mnie kawą obficie, ale owsianego cukru dać nie chciały; zrozumieć nie mogły, że nie lubię białego. Gdym odchodził, odprowadzono mnie do drzwi. Prosiłem moją przyjaciółkę, byśmy na drugi raz sami pozostali.




XII.
9 lipca.

W tych dniach znalazłem rodzinne dokumenty w bibliotece i zapragnąłem je zbadać. W tym celu byłem u proboszcza i prosiłem o pozwolenie przejrzenia starych kościelnych ksiąg.
Był to człowiek młody, wysoki o ostrych rysach, wielkich niebieskich oczach. Nadzwyczaj uprzejmy, światowiec w całem tego słowa znaczeniu. Po kilku jednak minutach rozmowy okazał się tem, czem był w istocie — zapalonym obrońcą surowego chrystyanizmu. Prowadził rozmowę — słuchałem, nawpół przytomny. Pojąłem tylko jedno: miał