Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

których, dawno już było zasypane. Jeden z robotników odważył się wejść; z naprężeniem oczekiwano wyniku; milkły kroki i śpiew, widocznem było, że idzie dalej. Później wszystko ucichło, daremnie czekano — nie wrócił. Wtedy władza miasta obiecała uwolnić więźnia, zgadzającego się na zejście w głębie. Znalazł się taki, opasano go sznurem, aby wrazie niebezpieczeństwa mógł się uratować. Młodzieniec zeszedł i zniknął. Po sznurze poznać było można, że zapuścił się daleko. Nagle zatrzymał się ruch sznura. Sądzono, że stanęła mu na drodze jakaś zapora, którą usuwał. Pauza przeciągała się długo. Może zemdlał? a gdyby sznur ściągnąć? Wyciągnięto sznur, ale ciężaru nie było. Linę szczury przegryzły, nieboraka zatrzymały.
....Dziś jeszcze widzimy w sklepieniu zardzewiałe wrota żelazne, za niemi kilka murowanych stopni, prowadzących w przeciwną stronę“...
....Staliśmy znowu pod pałacem; stare szumią topole a szyldwach paraduje w czerwonym płaszczu. Małgosia z uśmiechem spojrzała na zamek i rzekła: „Któżby myślał, że stary nudny ten budynek może wzbudzić przestrach a jednak nie było mi zupełnie dobrze na duszy“. „Tak“, odpowiedziałem, „takim jest w rzeczywistości cały gród. Zwyczajny przechodzień, obojętnie patrzący na miasto, widzi w niem pospolitą prowincyę. Kto jednak sercem szuka, temu otworzy się skarbnica poezyi i oryginalnych podań“.