nim razem otaczały mnie ciemności, dziś wydaje mi się, jakbym czuł i rozpoznawał światło“.
„Tak, ojczulku“ — odrzekła Małgosia, opierając głowę na jego ramieniu — „pali się więcej świeczek tego roku. Ostatnim razem było nas tylko dwoje, nie chciałam tylu zapalać świeczek. Dziś święty ten wieczór obchodzimy na górze prawdziwie uroczyście, bo z dziećmi. I tak, mam nadzieję, będzie co rok, bo i ten... — pochwyciła mą rękę i kładąc ją w dłoń ojca, rzekła: — „jeśli pozwolisz, dasz błogosławieństwo, na zawsze z nami pozostanie“.
....Stary ucałował Małgosię, serdecznie uścisnął mą dłoń a dwie łzy spłynęły z jego niewidzących oczu: „Boże pobłogosław i obdarzaj ich na tej górze, wieloma szczęśliwemi, jasnemi dniami. Ciebie mój synu, nigdy nie widziałem i nie ujrzę już nigdy. Ale po głosie twoim, gdyś do Małgosi mówił, odczułem dla niej gorącą miłość“.
....Przed odejściem zaprowadziła mnie Małgosia do sypialni, gdzie spali Asta i Karol. Ręka w rękę, leżą dzieciny w głębokim śnie pogrążone. Asta z miłością macierzyńską tuli do siebie główkę braciszka. Pocichu zbliżyliśmy się i pocałowali — nie obudzili się, ale uśmiechnęli rozkosznie — odczuli miłość nad ich stojącą łożem. Później pocałowała mnie Małgosia i rzekła:
„Pomyśl, jakby to było niewypowiedzianie pięknie, gdyby dwójka ta do nas należała“!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |