Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

łoby też dość czasu pomyśleć o tem, co będzie koniecznem“.
Spojrzała pełnemi łez oczyma;
„Nie, nie mów tego, nie chcę o tem myśleć, jakimże byłby cel mojej miłości, gdyby mi nie dał należnej pociechy. Trudno radzić potrzebie, gdy zaskoczy nieprzygotowanych. Syn twój wejść nie może do biednego, nieurządzonego domu. Nie można liczyć na nabycie rzeczy potrzebnych, przygotowanych bez żadnej myśli o nabywającym. Dlatego teraz dużo robię naprzód, bom zdrowa i silna. Co później nastąpi, nikt przewidzieć nie może. Gdy umrę opowiesz dziecku, jak urośnie i zrozumie, że matka jego, póki starczyły siły, dbała o nie, myślała o niem. Wtedy prawdziwym nigdy nie będzie sierotą“.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„Więc nie gniewasz się, nie uważasz mnie za przesadzoną. Czyż Bóg nie użyczyłby szczęścia kobiecie, oddającej swe życie, za życie najdroższej istoty“?
Mówiła to przy pożegnaniu, w ciemny wieczór na Wiatrakowej Górze, przyciągnąłem ją do siebie i szepnąłem:
„Przyszłość zobaczy w tobie najlepszą z matek“.




XXXI.
8 marca.

Postanowiliśmy stanowczo młyn zwalić. Stary się zgodził; za czternaście dni zaczną pracować. Postanowienie to uspokoiło młynarza i o ile zauważyć