Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

mogliśmy, od tego czasu nie odwiedzał już młyna. Nie zdradzaliśmy swej trwogi, ale każde z nas nosiło w duszy przeczucie nieszczęścia. Stary, niewidomy człowiek, schodząc i wchodząc po stromych wschodach, mógł wpaść w jakiś otwór, zaczepić się o maszyneryę i prędkie sprowadzić nieszczęście. Małgosia przyznała, że często odmawiała mi przechadzki, pod pozorem braku czasu, powodem jednak właściwym była trwoga o ojca. Wszystko teraz jest dobrze i spokojnie.
Siedzimy wieczorem w trójkę i obradujemy nad tem, co się stanie z wałem, po zwaleniu młyna. Stary utrzymuje: „ponieważ młyn był znakiem morskim, winniśmy zastąpić go czemś świecącem, by w oczy się rzucało“. Małgosia twierdzi, że każde inne miejsce jest również do tego odpowiedniem, że wał jest jej własnością i rozporządzać nim może dowoli. Mamy plan wspólny i nadzieję, że ojciec go zatwierdzi. Na wale chcemy wybudować altanę w starożytnym stylu. Otoczymy sosnami a słupy świątyni oplecie bluszcz, dzikie wino i dzikie róże. U góry umieścimy ze złotych liter napis, będący zarazem słowem poświęcenia: Na cześć Boga Wiatrakowej Góry“.
Na cześć Boga Wiatrakowej Góry, Boga Spokoju, Boga naszego szczęścia, poświęcamy świątynię kwiatów i Parnas idylicznego naszego Olimpu. Ztąd spoglądać chcemy po nad ziemię, przysłuchiwać się hałasującemu światu, huczącym piorunom, gwałtownym wichrom — zawsze jednak w burzy i ci-