Jeden niewielki tomik poezyj o stu stronicach — oto cały dorobek poetycki Perzyńskiego.
Dziwny urok ma dla mnie ta mała książeczka, bez ozdób i secesyjnych winiet, bez powodzi pustego papieru, ze skromnym staroświeckim tytułem: »Poezye«. Zda się, wieje od niej jakaś dziecięca prostota, jakaś subtelna obojętność na błyskotki, na pozę, którą każdy do siebie przykuć się stara oko chwili. Wszystko jedno, czy jeszcze ócz kilka padnie na nią, czy jeszcze ten i ów krytyk raczy na kolanie przyznać talent »młodemu poecie«, bo »młodym« jest przecież każdy, kto pierwszy raz się odzywa, chociażby to co mówi, miało na sobie stygmat odwiecznego, niezgaszonego pragnienia i bólu. Więc Perzyński jest młody. Ale młodość to bolesna, pełna rozterki, na pół zwiędła, jak kwiat w dzień zbyt parny, wlokąca za sobą ciężkie, niby ołów kajdany wspomnienia, podniecana, lecz nie podtrzymywana marzeniem, z jasną samowiedzą w duszy, a przez to niesłychanie szczera i smutna, smutkiem omdlewającym, zniechęconym. Ponad życiem tej duszy unosi się jakaś nieskrystalizowana wizya, niby przeczucie możności innego życia, niby
Strona:Pisarze polscy.djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.