dreszczom, ledwie się budzącym, myśl swą poświęcaliście. I dlatego »Legendy« wasze są tak bardzo realne, tak głęboko ludzkie, a więc tak piękne. Gdyż wszelkie piękno pochodzi od człowieka, i bóstwo jest tylko słabem odbiciem tego, co w piersi naszej się mieści.
Nie wiem, czy pamiętacie, co kiedyś dawno pisaliście do mnie: »Artyści zaczynają od tego, że gardzą podłym tłumem — a wiecie co? Ja ten podły tłum, ten ciemny, mizerny i nad wyraz nieszczęśliwy tłum istotnie kocham, a co więcej szanuję. Wszyscy go kopią, plwają nań, wypierają się go, łupią ze skóry, ogłupiają — a powiedzmy szczerze: czy oni są bodaj odeń mądrzejsi? Chciałbym mieć rękę długą, jak stulecie, chwycić bat długi, jak niedola i po plecach naszych estetów przejechać raz i drugi«. Przypominam to zdanie po to, aby służyło mi za tarczę przeciw oburzeniu waszemu; lękam się bowiem bardzo, azali nie uraziłem was, odmawiając wam tytułu modernisty. Tytuł to piękny, a tak pożądany, że niema luzaka, któryby się tym klejnotem — słusznie czy samozwańczo — pieczętować nie pragnął. Więc choć ufam waszemu rozsądkowi, od tylu lat w najtrzeźwiejszych bo handlowych sprawach ćwiczonemu, nie wiem, czy słów moich za ujmę dla siebie nie macie. Ale: Amicus Andreas, magis amica veritas[1] Będę się bronił zatem.
Dwa umysły, o ile mi się zdaje, wycisnęły najsilniej swe piętno na sercach współczesnego pokolenia: Tołstoj i Nietzsche — na was zaś nie odbiły się ani trochę. Widzę już, jak wznosicie w dłoni
- ↑ Amicus Andreas... (łac.) — w przekładzie: Andrzej przyjacielem, prawda większą przyjaciółką. Parafraza sentencji przypisywanej Arystotelesowi: Amicus Plato, sed magis amica veritas.