hamuje i zabija tylko ośrodki duchowe. Ofiara czuje, grzęźnie, zapada się w śmierć, ale poruszyć się, ratować, przeklinać chociażby nie może. Tylko smutek nie zabija do końca: jest to męczarnia bez szamotań i konwulsyi; ubezwładnia zarówno dla życia i śmierci.
Dąbrowski jest smutny. Wprawdzie całe pokolenie nasze jest smutne, »pessymistyczne« jak mówią — ale on jest inaczej, więcej smutny. Możnaby powiedzieć, że jesteśmy smutni funkcyonalnie, podczas gdy on jest smutny organicznie. Byłoby to określenie lekarskie. Lub też, że nas smutek otacza, jego — przenika. Granica między smutkiem naszym a duszą naszą w nas widnieje jeszcze, u Dąbrowskiego jest zatarta. Smutek pokolenia ma w sobie pewien odcień buntu, protestu; jego wzrok jest ponury, zaciekły, usta zaciśnięte; smutek Dąbrowskiego ma oczy załzawione, a wargi drżące, jakby od wstrzymywanego siłą płaczu. Ten smutek ma dzisiejszy rozum, nieubłagany, krytyczny, drwiący prawie — a serce dawne, tkliwe, dziecięce...
Dąbrowski zamilkł. Ale trudno orzec, w czem więcej jest jego duszy, więcej miłości i szlachetnej ambicyi — w dawniejszych słowach, czy w dzisiejszem milczeniu. I czy to milczenie artysty nie jest może najpiękniejszym wyrazem człowieka?
Strona:Pisarze polscy.djvu/074
Ta strona została uwierzytelniona.